Agnieszka Osiecka – tej godności nikomu nie trzeba przedstawiać. Nieżyjąca już autorka wielu tekstów poetyckich, dziennikarskich, pozostawiła swój łabędzi śpiew pod tym strawestowanym tytule. Na początku był chaos w Mitologii, u Osieckiej negatyw. Samym tytułem zaznacza ważność fotografii w naszym życiu, akcentuje jej podmiotowość. Jak sama definiuje zagadnienie: Fotografia?
Może czymś takim jak piosenka: pamięcią, którą zna się na pamięć. Notatką.
Westchnieniem. Klepsydrą. Bajką, a trochę też – bujdą.
Z mojego bloga można z łatwością wnioskować, że fotografia jest mi bliska, nawet bardzo, zarówno strona teoretyczna i praktyczna była/jest u mnie pasją od dawna. Poświęciłam jej moje dwie prace: licencjacką (Fotografia jako alter ego pisma) i magisterską (Ekfraza
fotograficzna Fotoplastikonu Jacka
Dehnela).
Wracając do książki, muszę się przyznać, że wybrałam ją przypadkowo, bez wcześniejszej recenzji, opinii, weszłam do biblioteki do działu: literatura polska i chyba biało-czerwony grzbiet książki przykuł moją uwagę, a tym bardziej wyraz negatyw, toż to nomenklatura fotografii :)
Wracając do książki, muszę się przyznać, że wybrałam ją przypadkowo, bez wcześniejszej recenzji, opinii, weszłam do biblioteki do działu: literatura polska i chyba biało-czerwony grzbiet książki przykuł moją uwagę, a tym bardziej wyraz negatyw, toż to nomenklatura fotografii :)
Książkę czyta się i o-glą-da, tak ogląda, jak przy kawie u koleżanki, komentarze Osieckiej smakują jakby ktoś opowiadał o tych zdjęciach. Autorka udostępniła w niej dużo prywatnych zdjęć, przyzwalając tym na wejście do intymnej sfery.
Tyyyle kolorowych zdjęć!
Przewaga treści wizualnej nad drukiem.
Autorka wprowadza nas w jej świat fotografii z dystansem i poezją. W niezwykle czuły sposób o niej opowiada, tworząc liryczne określenia, porównania np.: Wysuwany
do przodu ryjek czy raczej harmonika – o obiektywie. Obiektyw – ryjek to u Osieckiej to samo, jej autorski synonim :)
Namawiam was do lektury i zostawiam z najlepszymi wg mnie cytatami:
Namawiam was do lektury i zostawiam z najlepszymi wg mnie cytatami:
Ulubione
moje zdjęcia – te które, przez lata robiłam i te, które, mnie zrobiono –kojarzą mi się z wakacjami, z kajakami, chłopcami, dziećmi, balonami i tym
wszystkim, czy jest lato: spuszczeniem z łańcucha i bajkową wolnością.
Najważniejsze
chyba jednak ze wszystkiego, co mnie w fotografii pasjonuje, to jest coś
irracjonalnego, metafizycznego, co nie da się objaśnić ani za pomocą pojęć
technicznych, a ni za pomocą języka felietonowego. To jest na przykład
prześliczne i rzewne światło mazurskie czy też koronkowe światło paryskie, czy
krakowski półmrok i złoto, coś, co uparcie wraca we wszystkich niemal
fotografiach, przy tum nie jest to jakiś ,,efekt ‘’ ani sztuczka. Ot, bez
żadnych manewrów i filtrów dostajemy po prostu prezent od Pana Boga.
Mazurski
las i paryski skwer uśmiechają się nagle do nas. To jest tak, jakby piękne
dusze tamtych miejsc przenikały wprost do fotografii, bez udziału mechanizmu.
Kiedy
pierwszy raz ukradli mi aparat, czułam się fatalnie. To było trochę tak, jakby
ukradziono mi bardzo drogiego przyjaciela, który zna moc moich sekretów. A poza
tym to było tak, jakby zabrano mi pióro, którym piszę, co wiąże się z pewny
przesądem…
Ludzie
robiąc zdjęcia, chcą przecie schwytać chwilę za ogon, zatrzymać młodość,
przyłapać miłość na gorącym uczynku.
Takimi
najmniejszymi muzeami, które nosimy przy sobie są oczywiście nasze portfele.
Spomiędzy bilonu i prawa jazdy wynurzają się twarze naszych kochanych i
niekochanych, i buzie naszych dzieci, które teraz są już twarzami dorosłych
ludzi.
Wiele
czułości w tej fotografii…
Dlaczego
właściwie przechowujemy w portfelu zdjęcia? I czasami czasem aż tyle? Dlaczego
tak nam przykro, kiedy buchną nam taki portfel? I tak nam tak wstyd, kiedy
przyjdzie w pugilaresie uczynić zmianę warty? Może człowiek ani na chwilę nie
chce się rozstać z przeszłością?
Rzecz
jasna, fotografia chroni nas przed śmiercią, chce zatrzymać czas, młodość,
świeżość, naturalność.
Wszędzie
fotografowałam się na tle krzaków. Nie wiadomo, czy to Londyn, czy Zgierz, a
krzak i tak jest szary, płaski i nieważny.
W
CZEKANIU na gwiazdę, na sygnał, na znak, we dwoje, we dwoje – bo jak? W salonie
rzeźbionym stylowo – we dwoje. W podróży przez grypy i zdrady. W nadziei, że
warto, że jednak, że tak. We dwoje, we dwoje, we dwoje. ..
Bo
jak?
Nie
należy pokazywać zdjęć niemowląt, ponieważ wszystkie wyglądają mniej więcej tak
samo i w ogóle co to kogo obchodzi. Poza tym niektórzy mają wstręt.
Czasem
ktoś poczuje się nieswojo, widząc skierowany na siebie obiektyw, czasem drażni
go osoba fotografa, a czasem błysk flesza kojarzy się wręcz ze strzałem.
Fotografia
opowiada tak bardzo dokładnie.
Kiedy
się prawdziwie wielbi jakiś brzeg, jakieś jezioro czy choćby wiejską chatę, to
wcale nie trzeba umieć fotografować, żeby robić dobre zdjęcia. To jest tak jak
z miłością: kiedy gorąco zakochany mężczyzna błądzi po zakamarkach swojej
kobiety, to jego ręce, oczy, usta, brzuch – wszystko podświadomie nabiera
jakiejś poufnej doskonałości. I wcale nie trzeba czytać podręczników UDANY
SEKS, żeby we dwoje pofrunąć do nieba.
Ja
sama mam przeważnie pod ręką film o czułości 100, 200 i 400 asa, ale właściwie
fotografuję na setce i dwusetce, bo raczej w dzień, po południu i często w
słońcu. Wtedy szczególnie czułe filmy nie są mi potrzebne. ,,Film o czułości
400 asa używasz do fotografowania grzyba w ciemnym lesie’’. Otóż to! Te filmy o
szczególnej czułości przydałby się na tych legendarnych Mazurach.
Dziś
niemal każdy człowiek od dziecka obcuje z fotografią. Aparat stale nam
towarzyszy, jak nie nasz, to cudzy: na wakacjach, w domu, w podróży, na
imieninach. Zostaje nam stosy kolorowych pamiątek.
Mijały
lata, i teraz postępuję jak Japończyk – fotografuję kolorowo i czarno-biało,
zależnie od tego , co to za świat, co to za ludzie i jaka temperatura u mnie w
środku.
Majakowski
i Witkacy fotografowali jak najęci, fotografia stała się także tematem poezji (,,a
została tylko fotografia’’ Marii
Jasnorzewskiej). Potem przyszedł legendarny cykl WALKA NA MINY Miłosza i
Kisiela. To i mój bzik!
Na
przykład – samowyzwalacz! Uwielbiałam samowyzwalacze. Ach ten rozkoszny bieg do
grupki przyjaciół, żeby chytrze zająć miejsce w szeregu i zrobić minę ,,jakby
nigdy nic’’!
Czytam
książkę Susan Sontag O FOTOGRAFII. Każdemu ją polecam. I tym, którzy interesują
się fotografią, i tym, którzy się nią nie interesują. Ta książka - to wzór
pracowitości: naukowej, socjologicznej, kobiecej.
Przeczytała
wszystko, co potrzeba. Przypisy są doskonałe i wyczerpujące.
Tedy
przemyślenia S.S. na temat fotografii są ogromnie interesujące. Autorka uważa
fotografię za najbardziej obiektywną ze sztuk, a jednocześnie – zarzuca
fotografikom umiejętność manipulowania ludźmi.
Zdjęcie
mocniej przekonuje niż słowo. W każdym razie – wielu z nas.
Na
przykład kilka razy powraca kwestia agresywności aparatu.
Nawet
wtedy, kiedy fotograf apetycznie fotografuje naguskę, S.S. uważa to bardziej za
torturę niż za zaloty.
Dziś
chcę opowiedzieć o tym, że fotografia z wielką przejrzystością ujawnia, czy
ludzie na zdjęciu naprawdę są sobie bliscy. Mają wówczas wspólny rytm,
spojrzenia skierowane w jedną stronę, pewną poufność. Bardzo łatwo rozpoznać na
zdjęciu parę ludzi, którzy sypiają ze sobą lub lada dzień zaczną sypiać. I
odwrotnie – oglądając fotografię, można przeczuć, że ci państwo niedługo ze
sobą sypiać przestaną.
I
bardzo ważne: zdjęcie robi ktoś, kogo się lubi, komu się ufa. Dlatego nie czuje
się skrępowania i lęku przed aparatem. Cienia zniecierpliwienia!
Sporo
zdjęć w tej książce zrobionych jest przez Przypadkowe Osoby - te ciekawe
postacie, którym poświęciłam już osobny rozdział
W
każdym niemal albumie, w każdej szufladzie czy szpargałowni zdjęcia układają
się w historyjki, w opowieści, w całe filmy fabularne. Takim filmem, po
pierwsze, jest nasze własne życie.
A
dziw bierze, że mnóstwo określeń ze świata fotografii nosi silny stempel
poetycki. Powiedzmy – ,,uciekające zdjęcia’’
Kiedy
koniec tej książki wisi już w powietrzu, wspominam często moje stare aparaty
fotograficzne – i ten pierwszy z ryjkiem, i rozmaite poczciwe zenity, i tego
nowego Pentaxa z wszelkimi możliwymi gadżetami. Przychodzi mi też do głowy, że
najintensywniejszymi aparatami są ludzki oczy. Prześwietlają, oceniają,
wydobywają nie wierzch. Nie ma nic bardziej wzruszającego niż oczy zakochanego
mężczyzny, patrzącego na kobietę tak, jakby mówił: MIŁA MOJA, PRZECIEŻ JESTEM
TWOJĄ WŁASNOŚCIĄ.
Czego
(czy raczej – kogo) nie fotografuję nigdy, to kwiatów ciętych. Są za smutne:
Ludzie kupują te śliczne trupy.
Kurtyna.
Edit: Rok temu to wszystko powstało, a dokładniej 17 marca, czyli ponad rok temu, ale było ciepło!
Edit: Rok temu to wszystko powstało, a dokładniej 17 marca, czyli ponad rok temu, ale było ciepło!
JESTEM PEŁNA PODZIWU JEJ TWÓRCZOŚCI.
OdpowiedzUsuńREWELACYJNY, PEŁEN PASJI FOTOGRAF.
PRZEDE WSZYSTKIM PIĘKNA I MĄDRA KOBIETA :)
Pozdrawiam Zocha
http://www.zocha-fashion.pl/
ciekawie opowiada o fotografii :)
OdpowiedzUsuń