Przed wami krótka (to pojęcie względne, ale trzy razy okraj(sz)ałam materiał) fotorelacja z mojego miesiąca. Na wstępnie zaznaczam i przepraszam za stalking krokusowy :)
PS Mój aktualny pulpit z uroczą gromadką w kamizelkach w tle <3
Marzec to Liliowe dni, moja ulubiona, niezastąpiona modelka.
Marzec to pierwsza rowerowa przejażdżka, o dziwo bez pierwszych zakwasów.
PS Z serii: Jak w pełni wykorzystuję funkcjonalność mojego roweru :)
W marcu kupiłam mój pierwszy prawdziwy kapelusz z którego jestem zadowolona :)
Edit: Zajawka na kwietniowy post.
Marzec to mój synonim krokusów.
Marzec to niedzielne kawowe popołudnia, w moim ulubionym miejscu w Szczecinie.
Tak, czasami noszę okulary <hipster>
Marzec to dwa koncerty Chorych...
Serio?
Serio?
OHO!KOKO :)
Marzec to nowe inspiracje...
Wzór chemiczny :)
Nogi miała do samego piekła...
Marzec to mój hiacynt z okazji Dnia Kobiet, szkoda, że nie mogę zamieścić jego zapachu w poście, miałam przez dwa tygodnie w moim pokoju hiacyntową łąkę :)
Kolejne spotkanie z Chorymi w marcu wraz z Bubliczkami :)
Marzec to nowe magnesy.
Moja lodówka zaCHOROWAŁA.
Jedzenie robi mnie w balona.
Marzec to wernisaż w filharmonii i moi trzej faworyci. Cena: Bagatela 30 tys. za jeden.
Przed Państwem Tomasz Kucharski :)
Sztuka dla sztuki. Mój codzienny wernisaż na ścianie przy moim pokoju.
Cena: Bagatela cztery puszki (resztki) po farbie, jeden pędzel bądź przedmiot w kształcie długopisu do energicznego nakrapiania ściany.
Przyłapana.
Marzec to trzy outfity, w kolorze burgundowym...
... szarym...
i biało-czarnym.
Jeszcze kilka zajawek, moje najlepsze ujęcia z koncertu i ulubiona sekwencja :)
Po prawej mój master shot!
Marzec to krótka wizyta w domu rodzinnym i codzienne pobudki z samego rana przez tę uroczą osóbkę :)
Nie przyszedł Mahomet do góry, to przyjdzie góra do Mahometa.
Tak mogę powiedzieć, bo nie zdążyłam kupić biletu na koncert Kasi w filharmonii, a tu bang, w dniu koncertu spotkałam Panią Kasię w kawiarni, zamawiającą to, co ja - dużą latte :)
Euforia, wstyd i krępację zostawiłam w kieszeni, zdjęcie z największym autorytetem musi być :)
27 marca 2014, ta data ląduje do mojego kalendarza.
Mamy to samo imię, pijemy to samo, kolor włosów ten sam i nawet okulary :)
Moja marcowa, Kasiowa nutka KLIK.
Wszyscy mają croissanta, mam i ja :)
Marcowe zaćmienie słońca :)
Marcowe mojito, znajdź różnicę :)
Po raz pierwszy w życiu dostałam zielonego kwiatka.
Po prawej, flagowa wersja, przeprosinowa mojito <3
Trudno uwierzyć, że to dwa te same drinki z tych samych rąk :)
Ostrzegałam, że będzie nękanie dywanami krokusowymi, ale te kwiaty zobowiązują :)
Na koniec moja piosenka miesiąca SIA.
To tyle o moim marcu.
Goodbay march, hello april :)
1.Śmierdziało tym hiacyntem w Twoim pokoju. Znacznie lepiej trawię zapach kawy :D 2.Najlepsze miny i pozy Olka, można byłoby zrobić osobny post o tym. Niesamowite - napstrykać dziesiątki zdjęć i każde inne! 3.Te CHABROWE spodnie ;p 4.Ania Magdalena Photography. 2015 Copy Rights. 5.Dwie Kasie to Twój życiowy mastershot, nic tego nie przebije :) 6.A co do MODŻAJTO - JAK ROBI TO PRZYSTOJNY BARMAN, TO TAK JEST. Szkoda, że moja zła passa przechodzi na Ciebie ;p
OdpowiedzUsuńPS:Zapomniałaś dodać krokusy.
PS2: Jesteś CHORA.
swietne fotorelacje, masz bardzo ciekawy styl i setetyke na blogu :)
OdpowiedzUsuńfashion&lifestyle blog www.agabierko.blogspot.com
Te krokusy są cudowne :)
OdpowiedzUsuńale słodkie koty!
OdpowiedzUsuńZnów pokazujesz te cudowne krokusy! Po prostu zakochałam się w nich.. Widok na żywo musi być oszałamiający:)
OdpowiedzUsuń