wtorek, 31 marca 2015

Minął marzec


Przed wami krótka (to pojęcie względne, ale trzy razy okraj(sz)ałam materiał) fotorelacja z mojego miesiąca. Na wstępnie zaznaczam i przepraszam za stalking krokusowy :) 
PS Mój aktualny pulpit z uroczą gromadką w kamizelkach w tle <3



Marzec to Liliowe dni, moja ulubiona, niezastąpiona modelka.


Marzec to pierwsza rowerowa przejażdżka, o dziwo bez pierwszych zakwasów. 
PS Z serii: Jak w pełni wykorzystuję funkcjonalność mojego roweru :)


W marcu kupiłam mój pierwszy prawdziwy kapelusz z którego jestem zadowolona :)
Edit: Zajawka na kwietniowy post. 


 Marzec to mój synonim krokusów. 


Marzec to niedzielne kawowe popołudnia, w moim ulubionym miejscu w Szczecinie. 
Tak, czasami noszę okulary <hipster>


Marzec to dwa koncerty Chorych...
Serio?


OHO!KOKO :)


Marzec to nowe inspiracje...
Wzór chemiczny :)


Nogi miała do samego piekła...


Marzec to mój hiacynt z okazji Dnia Kobiet, szkoda, że nie mogę zamieścić jego zapachu w poście, miałam przez dwa tygodnie w moim pokoju hiacyntową łąkę :)


Kolejne spotkanie z Chorymi w marcu wraz z Bubliczkami :)


Marzec to nowe magnesy.
Moja lodówka zaCHOROWAŁA. 
Jedzenie robi mnie w balona.


Marzec to wernisaż w filharmonii i moi trzej faworyci. Cena: Bagatela 30 tys. za jeden.
Przed Państwem Tomasz Kucharski :)


Sztuka dla sztuki. Mój codzienny wernisaż na ścianie przy moim pokoju.
Cena: Bagatela cztery puszki (resztki) po farbie, jeden pędzel bądź przedmiot w kształcie długopisu do energicznego nakrapiania ściany.


Przyłapana. 
 

Marzec to trzy outfity, w kolorze burgundowym...


... szarym...


i biało-czarnym.


Jeszcze kilka zajawek, moje najlepsze ujęcia z koncertu i ulubiona sekwencja :)


Po prawej mój master shot! 


Marzec to krótka wizyta w domu rodzinnym i codzienne pobudki z samego rana przez tę uroczą osóbkę :)


Nie przyszedł Mahomet do góry, to przyjdzie góra do Mahometa. 

Tak mogę powiedzieć, bo nie zdążyłam kupić biletu na koncert Kasi w filharmonii, a tu bang, w dniu koncertu spotkałam Panią Kasię w kawiarni, zamawiającą to, co ja - dużą latte :)
Euforia, wstyd i krępację zostawiłam w kieszeni, zdjęcie z największym autorytetem musi być :) 
27 marca 2014, ta data ląduje do mojego kalendarza.
Mamy to samo imię, pijemy to samo, kolor włosów ten sam i nawet okulary :)
Moja marcowa, Kasiowa nutka KLIK.


Wszyscy mają croissanta, mam i ja :)
Marcowe zaćmienie słońca :)


Marcowe mojito, znajdź różnicę :)
Po raz pierwszy w życiu dostałam zielonego kwiatka.
Po prawej, flagowa wersja, przeprosinowa mojito <3
Trudno uwierzyć, że to dwa te same drinki z tych samych rąk :)


Ostrzegałam, że będzie nękanie dywanami krokusowymi, ale te kwiaty zobowiązują :) 
Na koniec moja piosenka miesiąca SIA.
To tyle o moim marcu. 
Goodbay march, hello april :)

5 komentarzy:

  1. 1.Śmierdziało tym hiacyntem w Twoim pokoju. Znacznie lepiej trawię zapach kawy :D 2.Najlepsze miny i pozy Olka, można byłoby zrobić osobny post o tym. Niesamowite - napstrykać dziesiątki zdjęć i każde inne! 3.Te CHABROWE spodnie ;p 4.Ania Magdalena Photography. 2015 Copy Rights. 5.Dwie Kasie to Twój życiowy mastershot, nic tego nie przebije :) 6.A co do MODŻAJTO - JAK ROBI TO PRZYSTOJNY BARMAN, TO TAK JEST. Szkoda, że moja zła passa przechodzi na Ciebie ;p
    PS:Zapomniałaś dodać krokusy.
    PS2: Jesteś CHORA.

    OdpowiedzUsuń
  2. swietne fotorelacje, masz bardzo ciekawy styl i setetyke na blogu :)

    fashion&lifestyle blog www.agabierko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Znów pokazujesz te cudowne krokusy! Po prostu zakochałam się w nich.. Widok na żywo musi być oszałamiający:)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...